dzień drugi i trzeci:
drugi:
jestem z siebie dumna. Byłam u siostry a tam takie pyszności <mniam> lody, moje ulubione delicje a ja tylko woda;/ myslałam, że pęknę, ale dałam rade super mam nadzieje, ze teraz to juz tylko łatwiej bedzie. zrobiłam sobie na kolacje befsztyk-pycha, ale przyznam się, że troche go doprawiłam pieprzem i solą. zamieniłam co prawda kolejność lunch1u z obiadem ale podobno mozna. zjadłam szyneczkę i jogurt. to drugie to myślałam, że mi przez gardło nie przejdzie, ale jakoś sobie poradziła. wcześniej nie miałam okazji pić naturalnego jogurtu, a teraz wiem, ze moj ulubiony to on nie jest;/
trzeci:
śniadanko-kolejna pokusa. zjeść samą grzankę czy z wyśmienitym dzemem wiśniowym? już miałam słoik w rece ale NIE! znowu dałam rade zajadłam suchą i do tego szklaneczka kawki. zawsze słodziłam 2 łyżeczki i mleko lałam (choć i tak żadko pijak kawe, bo przebarwia zęby), a teraz juz mi wystarczy 1 łyżeczka po diecie chyba nie zrezygnuje z mleczka-odtłuszczone sie rozumie:)
obiadek- hmm ciężka sprawa. nie mogłam zanleźć w sklepie szpinaku wiec chciałam brokuła, ale jak zobaczyłam jak one wyglądaja;/ okropne;/ zjadłam troche kalafoora i pomidorka bez pestek (podobno niestrawne są) a do tego kilka truskawek . idzie się tym najeść, kolacja dzisiaj tez ma być konkretna więc dam rade
juz odliczam dni kiedy bede mogła zjeść malutki kawałeczek szarlotki na którą mam taką WIELKĄ ochote.
nie ważłam się ile przez 3 dni mogłam schudnąć, ale jakoś rezultatów nie widze;/ boje sie ze moje wyzeczenia na są nadaremne. postanowiłam zważyć się po 7 dniach diety. tak bardzo bym chciała choć 4 kg w ten tydzień. zobaczymy.
trzymam za was i za siebie kcuki. obyśmy nie podjadały i jakoś dały sobie rade w kolejnym dniu